W Ubud znajduje się klinika położnicza założona przez niezwykłą kobietę. Jest Amerykanką filipińskiego pochodzenia, położną, matką ośmiorga dzieci, mentorką, autorką wielu książek, zdobywczynią nagrody CNN Heroes. Któregoś roku straciła siostrę z powodu komplikacji przy porodzie oraz swoją najlepszą przyjaciółkę w wypadku samochodowym. Potrzebowała w życiu zmiany, trochę światła i sensu, sprzedała więc dom i wraz z mężem i dziećmi przeprowadziła się na Bali. Tutaj pracowała najpierw jako wolontariuszka pomagając miejscowym kobietom podczas porodów w domach. Po jakimś czasie, wszyscy wiedzieli już, że ta drobna kobieta potrafi sprawić, by poród, pomimo bólu i wysiłku, stał się spokojnym i szczęśliwym przeżyciem. W końcu, przy pomocy przyjaciół, lokalnej społeczności oraz datków napływających z całego świata, w 2003 roku otworzyła klinikę położniczą.
Celem kliniki jest zmniejszenie bardzo wysokiej w Indonezji śmiertelności matek i noworodków, spowodowanej między innymi bardzo wysokimi kosztami zabiegów medycznych, niewspółmiernie drogimi do zarobków. Pomoc świadczona jest 24 godziny na dobę, bardzo często nieodpłatnie. Lim i pozostałe położne udzielają wsparcia również matkom i dzieciom na obszarach dotkniętych kataklizmami, jak na przykład na Haiti po trzęsieniu ziemi w 2010, ucząc jak korzystać z ograniczonych narzędzi lub radzić sobie w sytuacji ich kompletnego braku.
Dowiedziałam się o Lim z artykułu przeczytanego w Internecie i poczułam, że z jakiegoś powodu muszę ją poznać. Między innymi dlatego wybrałam Bali na kolejną podróż.
Okazało się, że pod patronatem kliniki działa Youth Center. To miejsce, w którym pracują wolontariusze, dając miejscowej młodzieży (choć nie tylko, w mojej grupie jest również przeuroczy 54-latek ;)) możliwość uczenia się angielskiego w ramach bezpłatnych zajęć pozaszkolnych. Wypełniłam aplikację, odbyłam dwie rozmowy kwalifikacyjne na Skypie, kupiłam bilet, dostałam wizę i oto siedzę…. na drewnianej ławce przed salą porodową w klinice Lim.
Po raz pierwszy zobaczyłam ją po kilku dniach pobytu na Bali, przedstawiłam się, a ona uścisnęła mnie jak swoją ukochaną siostrę. Każdy czuje się przy niej jakby był starym przyjacielem, którego przyjazdu wyczekiwała z utęsknieniem. Ma długie włosy sięgające bioder, przetykane kilkoma siwymi nitkami, jest smukła i piękna. Zawsze zabiegana a jednocześnie taka spokojna. Samą swoją obecnością dodaje otuchy.
Właśnie przechodzi obok, staje na chwile, oddycha głęboko, uśmiecha się i mówi:
– Co za weekend! Sześć porodów. Duuużo pięknych dzieci i szczęśliwych mam. Jeśli masz chwilę, chodź, pomasujemy plecy jednej pacjentki. Szykuje się siódme piękne dziecko!
Więc masujemy plecy. Ale tylko przez kilka minut, bo za chwilę muszę jechać do szkoły, w której uczę, oddalonej o jakieś 15 minut jazdy samochodem. Stoi trochę na wzgórzu, wśród pół ryżowych, pełnych dzikich kaczek.
Wszystkie dzieciaki przyjeżdżają do szkoły na skuterach, najczęściej po dwie osoby. Przed wejściem do szkoły zdejmuję buty, dalej wchodzę na bosaka, tak jak wszyscy. Dziś uczymy się na werandzie wschodniej. To moja ulubiona weranda, mamy tu o tej porze trochę cienia, drewnianą podłogę na której siedzimy, białą tablicę i bambusową zasłonę przed słońcem. Czasami co prawda zdarza się atak mrówek-gigantów, ale dzisiaj chyba mają coś ciekawszego do roboty.
W każdej grupie jest jedna osoba, która skończyła już cały kurs i teraz pełni rolę tłumacza angielsko-balijskiego między mną i dziećmi, na wypadek gdyby ktoś czegoś nie rozumiał. Dzisiaj rozmawiamy o rodzinie. Dzieciaki, zapytane dlaczego tak wiele z nich nosi te same imiona, tłumaczą, że na Bali jest dosyć prosty sposób nadawania imion, w zależności od kolejności narodzin dziecka. Pierwsze dziecko w kolejności, bez względu na płeć to Wayan, Putu lub Gede, drugie to Made lub Kadek, trzecie – Nyoman lub Komang, a czwarte – Ketut. Jeśli w rodzinie jest więcej niż czworo dzieci, cały cykl powtarza się od początku. Poza tym, często przed imieniem dodaje się przedrostek „I” – dla mężczyzny oraz „Ni” dla kobiety. Tak więc I Wayan oznacza pierworodnego syna, Ni Wayan zaś córkę.
Sprawdzenie listy obecności stanowi nie lada wyzwanie, ale każdego dnia idzie mi lepiej. 🙂
Po zajęciach przyjeżdża po nas samochód z kliniki, robi się ciemno i wracamy wszyscy razem do Ashramu dla wolontariuszy, w którym mieszkamy. Putu, jedna z położnych, zaprosiła nas dziś na kolację u siebie w domu, będą wszystkie indonezyjskie pikantne pyszności. Nie mogę się doczekać!
Sprawdzę jeszcze tylko, czy żadna nowa jaszczurka nie przegoniła mojej stałej jaszczurczej współlokatorki, którą nazwałam już Gede. W końcu była tu pierwsza!
[ENG]
In Ubud there is a birthing clinic founded by a remarkable woman. She is an American of Filipino origin, midwife, mother of eight children, mentor, author of many books, CNN Heroes Award winner. She and her family decided to move to Bali after she lost her sister, who died from childbirth complications, and her best friend in a fatal car accident in the same year. She needed a change and Bali offered her that and so much more. At the beginning she worked as a volunteer, helping local women during childbirth at their homes. After word spread beyond her Ubud neighborhood that she could assist women giving birth, families started knocking down her door for help. Finally, with the help from her friends, the local community and donations coming in from all over the world, in 2003, she opened the birthing clinic.
The purpose of the clinic is to reduce the maternal and infant mortality rate which is very high in Indonesia, and assist pregnant women for 24 hours a day. 80% of the families served by the clinic can barely pay anything, and are helped for free. Lim and the other midwives also provide support for mothers and children in areas affected by natural disasters, such as in Haiti after the earthquake in 2010, teaching people how to use the limited tools or deal with the situation of the complete lack of them.
I read about Lim in an article on the Internet and I felt that for some reason I need to get to know her.
I learned that Lim founded the Youth Center that operates under the auspices of the clinic. This is the place where volunteers from all over the world offer free conversational English classes to local school children aged 10 + through an after-school program. I filled in the application form, had two Skype interviews, bought a ticket, got a visa and here I am … sitting on the wooden bench in front of the delivery room in Lim’s clinic.
When I first introduced myself to her, she hugged me like we were sisters who’d known one another for a lifetime. In her presence everyone feels like an old friend whose arrival she has been looking forward to so impatiently. She has hip-length hair with a few gray strands, she’s slim and beautiful. Always so calm, always so reassuring.
She passes by, stops for a moment, smiles and says:
– Darling! What a weekend. Six births. Lots of beautiful babies. If you have a moment, come with me and we’ll give a back massage to one patient expecting a baby. The seventh one this weekend. What a blessing!
So we go and give a back massage. But I cannot stay long because in a while I have to leave for school, which is about 15 minutes away from the clinic by car. It’s located on a little hill among the rice fields full of wild ducks.
Before entering the school I take off my shoes and walk barefoot, like everyone else. Today, I’m teaching on the eastern veranda . It’s my favorite one, there’s a little bit of shade at this time of the day, wooden floor on which we sit, a white board and a bamboo curtain. Sometimes we have to face giant ants attacks, but apparently today they have something better to do.
With the help of Balinese teacher aids, we assist the students in gaining language skills that will, hopefully, enhance their ability to find good jobs after they graduate from school.
Today we talk about family and names. Kids, when asked why so many of them have the same names, explain that in general, Balinese people name their children depending on the order they are born, and the names are the same for both males and females. The firstborn child is named Wayan, Putu or Gede, the second is named Made or Kadek, the third child goes by Nyoman or Komang, and the fourth is named Ketut. If a family has more than four children, the cycle repeats itself. Finally, when using their full names, Balinese people also add a prefix to indicate gender. ‘I’ is for men and ‘Ni’ is for women, so I Wayan would be a first-born man, while Ni Wayan would be a first-born woman.
When we talk, the day comes to an end. The car from the clinic comes to pick us up, it’s getting dark and we return to the Ashram together. Putu, one of the midwives, invited us for dinner tonight, she’s serving all my favourite Indonesian spicy delicacies. I cannot wait!
I’ll just check on my lizard roommate that, starting from today, is called Gede. After all, she was the first one here!
2 Comments
Antośka
4 October 2016 at 2:51 pmMarca! Super! Łezka, taka dobra, sama się w oku zakreciła! 🙂
Everywhere Home
4 October 2016 at 3:33 pmDziękuję ! 😉 Cieszę się bardzo że Ci się podoba 😉